Jej oryginalne nagrania sprzed lat otrzymało kilkunastu współczesnych artystów i każdy z nich robił z nimi to, co chciał. Pozostał oczywiście oryginalny głos Yoko, ale cała reszta to zasługa m.in. Peaches, The Flaming Lips czy też The Porcupine Tree.
Twórczość japońskiej artystki sama w sobie jest niezwykle ekstrawagancka i wzbudzała skrajne emocje - od uznania dla jej innowacyjności, do stwierdzeń, że to mieszanka jęków i wycia. Osobiście skłaniam się raczej ku tej drugiej koncepcji, zatem nie spodziewałem się nadzwyczajnych wrażeń artystycznych. A jednak to wymieszanie muzycznych szaleństw Yoko z nowocześnie brzmiącą i różnorodną muzyką współczesnych artystów przyniosło nadspodziewanie dobre efekty.
Okazało się, że można z tego zrobić zarówno muzykę taneczną, jak i zakręcone, psychodeliczne eksperymenty. No i do tego dochodzi parę ciekawostek, jak np. to, że w jednym z numerów ("Kiss, kiss, kiss" Peaches) słychać odgłosy ekstazy Yoko. Nie oszukujmy się jednak - nikt by nie zwrócił uwagi na tę płytę, gdyby nie znalazło się na niej nazwisko Yoko Ono. A nikt by nie znał Yoko Ono, gdyby nie była niegdyś żoną wiadomo kogo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?