Wyrok Sądu Najwyższego w Warszawie, a w zasadzie kasacja wyroków słupskich sądów w sprawie ponad 5-hektarowej nieruchomości na ulicy Gdańskiej, będzie miała finansowy wymiar dla miasta. Bowiem teraz wychodzi, że za ową działkę Słupsk zapłacił 1,2 miliona złotych i wcale nie jest właścicielem nieruchomości. Jak to możliwe? W tej sprawie zdarzyła się seria błędów prawników, od notariusza, przez pracujących w ratuszu, po sędziów. Zacznijmy więc od początku.
Osiem lat temu słupski ratusz wtrącił się do transakcji, którą rolnicy ze Słupska chcieli przeprowadzić z Kazimierzem Meką. Biznesmen za ponad pięć ha ziemi rolnej przy ul. Gdańskiej zaoferował 1,2 mln zł. Na początku maja 2007 r. notariusz sporządził umowę warunkową. A warunek był taki, że Meka stanie się właścicielem gruntu, jeśli Agencja Nieruchomości Rolnych i Słupsk nie skorzysta z opcji pierwokupu.
Agencja ziemi nie chciała, miasto tak. Jeszcze tego samego miesiąca sprawa stanęła na sesji rady miejskiej. Wtedy ten rejon nie miał planu zagospodarowania przestrzennego. Urzędnicy argumentowali, że po jego opracowaniu wartość gruntu wzrośnie. Przekonali tym radnych, którzy zgodzili się na wydanie 1,2 mln zł z miejskiej kasy. Przez lata działka leżała odłogiem. Uchwalono jednak plan zagospodarowania. Tymczasem w 2011 r. pełnomocnicy Meki zgłosili się do urzędu. Wskazując, że ziemia została przez miasto bezprawnie kupiona, bo Słupsk nie miał prawa pierwokupu. W odpowiedzi ratusz zażądał, aby sprzedający oddali pieniądze. Ci ich już nie mieli. Skończyło się pozwem. Prawnik ratusza napisał, że co do prawa pierwokupu urząd został wprowadzony w błąd przez notariusza.
Zapadły dwa wyroki w Słupsku i Gdańsku w dwóch instancjach, na mocy których stwierdzono, że ratusz nie miał prawa pierwokupu. Sprawę wytoczyło miasto, by odzyskać pieniądze. Kancelaria radcy prawnego Jarosława Mielnika zajęła się sprawą, reprezentując sprzedających.
Prawnicy wystąpili o poprawienie zapisów w księdze wieczystej, w której widniało wciąż, jako właściciel, miasto. Znowu zapadły dwa wyroki. - Tym razem niekorzystne dla sprzedających. Ale mieliśmy rację i przygotowaliśmy skargę kasacyjną. Teraz wygraliśmy - tłumaczy Jarosław Mielnik. - Sprawa została cofnięta do ponownego rozpatrzenia. Skutek jest o tyle jasny, że miasto nie jest właścicielem nabytej nieruchomości.
- To kolejna niespodzianka po poprzednikach, skutkująca stratami dla miasta. Tu aż 1,2 mln zł - przyznaje wiceprezydent Krystyna Danilecka-Wojewódzka. - Teraz nasi prawnicy analizują sprawę. Sprawdzą, czy da się tę kwotę odzyskać.
Dojdą do niej też spore koszty sądowe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?