MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z tęsknoty do morza łączy farby z piaskiem

Daniel Klusek [email protected]
Wanda Janowicz kończy pracę nad kolejnym obrazem.
Wanda Janowicz kończy pracę nad kolejnym obrazem. Sławomir Żabicki
Z obrazem jest jak z człowiekiem - twierdzi Wanda Janowicz, malarka - amatorka ze Słupska.

- Trzeba do niego podchodzić delikatnie, z wyczuciem i uważać, żeby czegoś nie zepsuć, bo potem naprawić jest bardzo trudno.

Pochodzi z gór, z Bystrzycy Kłodzkiej. Słupsk wybrała na miejsce zamieszkania, bo kocha polskie morze. Swoje przywiązanie do wody oddaje też na obrazach. Od sześciu lat maluje łącząc farby z piaskiem z plaży.

Zanim zaczęła malować, przemierzyła kilometry plaży. - W Rowach czy Poddąbiu piasek jest ładny, ale zbyt gruby - mówi Wanda Janowicz. - Najlepszy, bo drobny, biały i delikatny, znalazłam w drugim sektorze usteckiej plaży wschodniej.

W salonie jej domu, który codziennie na kilka godzin zamienia się w pracownię malarską, wiaderko z piaskiem stoi na honorowym miejscu.

Farba + piasek = obraz

Chciała, żeby jej prace były inne niż wszystkie. Żeby miały głębię. Zanim zaczęła malować, przez kilka lat czytała książki poświęcone tej dziedzinie sztuki. W jednej z nich wyczytała o tzw. wypełniaczach.

- Pył marmurkowy czy proszek alabastrowy ciężko jest kupić w Słupsku. Dlatego wybrałam piasek - mówi malarka. Technikę opracowała sama, metodą prób i błędów. - Teraz już wiem, że na jeden obraz potrzebuję szklankę piasku. Pędzla prawie nie używam, farby na płótno nanoszę niemal wyłącznie szpachelką - tłumaczy.

Maluje codziennie rano. Zamyka się wtedy w pokoju i nie ma jej dla nikogo. - To jest mój mały świat. Malowanie pozwala mi się zrelaksować. Potem wszystkie obowiązki domowe mogę wykonywać z przyjemnością. I cały dzień robi się kolorowy - dodaje.

Nad każdym obrazem pracuje średnio trzy tygodnie. Po skończeniu zawsze powtarza sobie, że ten był już jej ostatnim. Ale szybko łamie własne postanowienia. - Wystarczą dwa dni i znowu wracam do sztalugi - śmieje się.

Mąż, pierwszy recenzent

W pracy artystycznej pomaga jej mąż Andrzej. - On przygotowuje płótno i ramy. Ja tylko maluję - mówi Wanda Janowicz. - Czasem mąż jest nawet zazdrosny o moje hobby.

Narzeka, że długo siedzę w Klubie Plastyka imienia Stefana Morawskiego w Słupskim Ośrodku Kultury. Ale to on jest pierwszym i najważniejszym recenzentem moich obrazów.

Swoim pracom nie nadaje tytułów. Twierdzi, że to niepotrzebne, a dzięki temu każdy, kto je ogląda, może w nich znaleźć coś innego. Ma kilka swoich ulubionych barw. To turkus, fiolet i granat. Maluje głównie pomorskie pejzaże i martwą naturę. Teraz planuje przenieść na płótna kilka kościołów z okolic Słupska.

Obrazy poszły w Europę

Wanda Janowicz maluje głównie dla siebie. Dlatego właśnie niemal wszystkie ściany jej domu zdobią obrazy. - Nie wiem, ile ich jest. Czasem daję je w prezencie. Jeden przekazałam do kościoła Jana Kantego. Podczas licytacji poszedł za 700 złotych. Po jednym kupili miłośnicy sztuki z Niemiec i Węgier - wylicza.

Twórczość słupskiej malarki doceniają również specjaliści. W ubiegłym roku wzięła udział w Konkursie Sztuki Ludowej, Rękodzieła i Plastyki Amatorskiej Pomorza, który zorganizowało słupskie Muzeum Pomorza Środkowego. Był to jej debiut. Bardzo udany, bo artystka zajęła pierwsze miejsce.

Jej prace kupić chcą indywidualni nabywcy, ale również słupskie muzeum oraz jedna z galerii. Do końca maja 16 obrazów Wandy Janowicz zobaczyć można na wystawie w restauracji Anna de Croy. Prace malarki chce też wystawić Miejska Biblioteka Publiczna oraz Cafe Wanilia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza