Pani Daria wraz z partnerem jechali autobusem linii 21. Ponieważ nie miała biletu, chciała kupić u kierowcy karnet.
- Miałam odliczoną gotówkę: trzy złotówki, dwie pięćdziesięciogroszówki oraz kilka dziesięcio- i dwudziestogroszówek - opisuje kobieta. - Kierowca stwierdził, że nie sprzeda nam karnetu, bo nie będzie liczył pieniędzy, które położyliśmy na tacy. Cała rozmowa oczywiście odbywała się w trakcie jazdy. Postanowiłam poczekać, licząc na litość, ale chyba najbardziej na odrobinę człowieczeństwa ze strony kierowcy.
Pasażerka usłyszała jednak, że może sobie kupić bilet w kiosku (było około godz. 21.40).
- My jednak nadal staliśmy przy kierowcy. Pomyślałam, że w razie kontroli wyjaśnimy zaistniałą sytuację, która po zabraniu pieniędzy byłaby mało wiarygodna - twierdzi pani Daria. - Zbliżaliśmy się do naszego przystanku. Poprosiłam więc partnera, aby zabrał pieniądze. Kierowca od razu zareagował. Rzucił rękę w stronę pieniędzy, odsuwając nią dłoń mojego partnera. Nakazał zostawić pieniądze. Powiedział, że policzy je dopiero na końcu trasy. My jednak chcieliśmy wysiąść na najbliższym przystanku.
Ostatecznie kierowca nie wypuścił słupszczan z pojazdu. Według relacji czytelniczki, wyciągnął natomiast telefon komórkowy i zadzwonił do znajomego, którego poinformował: "No, słuchaj, mam tu taką parkę, rzucili mi klepakami".
Zdenerwowana kobieta zażądała numeru służbowego kierowcy. Wówczas ten otworzył drzwi i wypuścił pasażerów.
- Z takim traktowaniem jeszcze się nie spotkałam. Mam nadzieję, że kierowca poniesie odpowiednie konsekwencje. Taka osoba nie powinna pracować na stanowisku, które zobowiązuje do kontaktu z ludźmi. Wydarzenie w autobusie będę wspominać jako jedno z najbardziej nieprzyjemnych, jakie spotkało mnie w życiu - twierdzi czytelniczka.
Marcin Grzybiński, zastępca dyrektora Zarządu Infrastruktury Miejskiej, natychmiast zajął się zgłoszeniem czytelniczki.
- Wierzymy w relację tej pani i szczegółowo zbadamy to zdarzenie - zapowiada Marcin Grzybiński. - Bardzo przepraszamy naszych pasażerów. Do sytuacji, jaką opisali, nie powinno dojść.
Dodaje, że kierowca naruszył aż pięć postanowień umowy, jaką ZIM zawarł z Miejskim Zakładem Komunikacji: brak sprzedaży biletów, nieotwarcie drzwi pasażerom, prowadzenie rozmowy przez telefon w trakcie jazdy, nieuprzejme zachowanie i złamanie regulaminu przewozów.
- Za to wszystko ukaraliśmy przewoźnika (Miejski Zakład Komunikacji) karą umowną w wysokości 163 złotych. Zabezpieczyliśmy również zapis autobusowego monitoringu. MZK ma teraz pięć dni na szczegółowe wyjaśnienie zdarzenia i poinformowanie nas o konsekwencjach, jakie wyciągnął wobec swojego pracownika - mówi Marcin Grzybiński.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?